piątek, 28 lutego 2014

9. Zerwanie & Cmentarz

Obróciłam się nie pewnie, ale to nie był Ross tylko jakaś grupka chłopaków. Byli chyba w moim wieku. Ale ja mam życie. Wieczór, cmentarz, ja i pięcioosobowa grupka chłopaków... normalnie wpadłam jak śliwka w kompot...
Jeden z nich podszedł trochę bliżej i szybkim ruchem dłoni unieruchomił mi ręce i przycisnął do jakiegoś drzewa. Zaczęłam mu się wyrywać i krzyczeć, ale to tylko pogarszało sprawę.
- Nie drzyj się bo to ci nie pomoże. - zwrócił się do mnie - Znasz Ross'a Lynch'a?
Przestraszona pokiwałam twierdząco głową.
- Aaa... to ty jesteś tym powodem dla, którego nie dostajemy kasy...- odparł kpiąco.
- Ale co ja???
- Tak, to właśnie przez ciebie, dostajemy mniej forsy z napadów!
- Ale ja przecież nie wiem o co wam chodzi...
- Chodzi oto złotko, że masz przekazać swojemu blondynowi, że jeśli nie zwróci nam pieniędzy to będzie miał z nami do czynienia.
- Ale ja już z nim nie utrzymuje kontaktów. - próbowałam się wykręcić.
- To się postaraj bo jak nie...ty też na tym oberwiesz! - włączył się w rozmowę drugi chłopak.
- I nie próbuj na nas donosić...chyba że chcesz się pozbyć przyjaciółki. - odparł z złośliwością w głosie trzeci.
- Puszczaj mnie! Słyszysz!? Masz mnie puścić! - darłam się wyrywając.
- Nic z tego teraz idziesz a nami... twój kolega cię odbierze.
- Ja nigdzie nie idę! Puszczaj!
Jednak to nie poskutkowało. Zakleili mi usta i wzięli za ręce. Pomyślałam sobie że albo teraz albo nigdy. Zebrałam w sobie odwagę i kopnęłam jednego w brzuch. I to zadziałało,  chłopak mnie puścił, a ja uciekłam. Na całe szczęście pozostali zostali przy swoim przyjacielu i nie próbowali mnie dorwać. No jeszcze takiego czegoś to nie przeżyłam... Po 15 minutach, znalazłam się  na plaży. Bezpieczna. No może nie do końca bezpieczna, bo jest coś po 21.00. ale do domu mam nie daleko.
Wpadłam do mieszkania, zamykając drzwi na wszystkie możliwe do zamknięcia zamki. Usiadłam na kanapie i wybuchnęłam płaczem. Wszystko dzieje się za szybko... Osoba, której ufałam wbiła mi nóż w serce, spotkałam jakiś kolesi na cmentarzu, którzy grozili mi śmiercią, a najgorsze jest to że wplątałam w to Cami...i to wszystko przez Ross'a...
Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam komórę, to wiadomość od Blake.
Sms:
Muszę wyjechać na jakiś czas do Madrytu...niestety nie wiem kiedy wrócę...

Nie to już szczyt wszystkiego! Mój chłopak opuszcza mnie w najgorszej  sytuacji w moim życiu. Koszmar jakiś! Paranoja! Jeszcze na to wszystko usłyszałam pukanie do drzwi. Otarłam szybko łzy i wstałam z kanapy. Otworzyłam drzwi i ujrzałam  w nich Ross'a.
- Lau, musimy pogadać....
- Nie, nie chce z tobą gadać! Z nikim nie chce rozmawiać! Wynieś się z stąd i nie wracaj! - krzyknęłam zamykając mu drzwi przed nosem.
O nie...na pewno nie dam mu drugiej szansy...
- 4 dni później -
- Idziesz a nami do centrum? - spytała Cami idąc koło mnie.

- No jasne...
Ta...odżyłam na nowo. O Rossie zapomniałam zupełnie. Wysyła mi sms, ale ja je odrzucam. Cody? Cody wyjechał do Madrytu..... Cami, jak to Cami zawsze znajdzie coś do roboty. Żyjemy cały czas jak przyjaciółki.
- Lau? O czym tak myślisz? - wyrwała mnie z transu brunetka.

- A o niczym tak sobie... -zaśmiałam się cicho.
Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Włączyłam wyświetlacz...Ross. O dziwo coś mnie podkusiło żebym odebrała.
- Zaraz wracam tylko dobiorę. - zwróciłam się do przyjaciółki, po czym odeszłam na bok i nadusiłam zieloną słuchawkę.
Rozmowa telefoniczna:
Lau - Czego chcesz?
Ross - Lau, chciałbym z tobą porozmawiać. Proszę daj mi chociaż jedną szansę.
L - Nie chce cię znać! To nie jest takie łatwe wybaczyć komuś, komu się ufało...a ten ktoś cię najnormalniej w świecie oszukał. Dla mnie jesteś zwykłym śmieciem!
Rozłączyłam się rozzłoszczona i schowałam telefon z powrotem o kieszeni. Tym razem usłyszałam dziwek powiadomienia. Wyciągnęłam od niechcenia komórkę i szybkim ruchem ręki sprawdziłam wiadomość, a była ona od Blake'a.
Sms: Lau, chciałem ci powiedzieć to wcześniej, ale nie wiedziałem jak. Zarywam z tobą..
 

Nie wierzę! Ten koleś na górze to mnie chyba nie lubi! Nie chce już nikogo widzieć. Puściłam się
biegiem zostawiając z tyłu Camille i jej siostrę. Biegłam zalana łzami przez park
 - Lau!
Nie obróciłam się, wiedziałam do kogo należy ten głos dlatego jeszcze bardziej przy śpieszyłam.
- No poczekaj!
- Zostaw mnie!
Nagle wbiegłam w jakąś uliczkę, której wogóle nie znałam. Nic mi tu  nie wyglądało znajomo. Po prostu się zgubiłam. Oparłam się plecami o ścianę jakiegoś sklepu i sunęłam na dół.
- Ross -
Ale ta dziewczyna ma kondycje! Rozejrzałem się dokładne po okolicy. Znam ja doskonale bo tu mieszkam...Tylko dlaczego Lau musiała tu wbiec, ludzie raczej starają się omijać tę dzielnicę. Szłem rozglądając się za dziewczyna pustą ulicą. Wszystkich wywiało...jak zawsze. W końcu znalazłem brunetkę pod ścianą. Siedziała na ziemi, z twarzą schowaną w kolana. Podbiegłem do niej.
- Zostaw mnie! - warknęła przez płacz.
- Laura, ja che ci pomóc... -odparłem spokojnie kładąc rękę na jej  ramieniu.
- Pomożesz mi jak znikniesz! Oszukałeś mnie! A ja ci ufałam!
- Naprawdę nie wiem jak to naprawi, proszę wybacz mi..
Klęknąłem  koło dziewczyny wpatrując się w nią bezradnie.
- Odejdź!
- Ale...
- Nie rozumiesz ze się ciebie boję!? Jesteś gangsterem!
Po tych słowach brunetka  odepchnęła mnie i uciekła dalej. Po co ta cała opera mydlana...to nie wiem. Pozbierałam się z ziemi i ruszyłem za Laurą. Jest już po 20.00 a ona kompletnie nie zna tego miejsca, a co gorsza jej mieszkańców.
- Laura -
Im dalej biegłam tym bardziej gubiłam się w tych wszystkich opuszczonych budynkach. Na ulicach zupełnie pusto, żaden samochód, człowiek, piec nic...Nagle poczułam jak ktoś mnie łapie za rękę. Obróciłam się i zobaczyłam za sobą tą samą grupę
chłopaków, którą spotkałam na cmentarzu...

♥ ♥ ♥

Rozdział 9 gotowy!!! Z góry przepraszam za ortografię, ale strasznie się z nim śpieszyłam, ta zostałam z trzema kuzynkami w domu. Istna szarańcza, jedna chciała utopić chomika! Poza tym rozdział był pisany na telefonie mojej ciotki. Ale miększa....
Jestem ciekawa waszych komentarz. Wiem że rozdział trochę smętny, ale nie długo rozkręci się akcja. Nie dawno założyłam trzeciego bloga : http://austin-and-ally-true-love.blogspot.com/
na którego serdecznie zapraszam...
Do następnego wpisu...
Maddie ;)

sobota, 22 lutego 2014

8. Gangster & Płacz

Siedziałam na kanapie nie dowierzając. Po prostu jakby cały mój świat zawalił się w jednej sekundzie... Te wszystkie chwile, które wydawały mi się najlepszymi dniami życia spędziłam z chłopakiem oskarżonym o kradzież. Mój najlepszy przyjaciel to gangster!!!
- Słuchaj Lau, ja ci wszystko wytłumaczę... - zaczął Ross, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Nie dotykaj mnie! Rozumiesz nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj! - wyrzuciłam to z siebie i wybiegłam z domu zalana łzami.
Szłam plącząc się o własne nogi z twarzą schowaną w dłoniach, brzegiem morza. Czułam się  jakbym straciła najważniejszą osobę w życiu. Ufałam mu...a on tak po prostu sobie zataił że jest gangsterem!!!
- Laura!
Odwróciłam się (chociaż sama nie wiem czemu) w stronę domu. Oczywiście był to Ross.
- Odchrzań się!
- Ale to nie tak jak myślisz!!! - krzyknął zatrzymując się 4 metry przede mną.
- Nie, a jak?! Ufałam ci, wierzyłam! A ty mnie tak po prostu oszukałeś! Dlaczego nic nie mówiłeś wcześniej!!?? - krzyczałam, a łzy zamieniały się w strumienie.
- Lau, może to wyda ci się dziwne....ale...ale...j...ja Kocham cię jak wariat! Tak jestem w tobie zakochany po uszy!  Nie wiedziałem jak ci powiedzieć!
- Za późno! Nie chce cię już nigdy więcej widzieć! Rozumiesz?! Masz zniknąć z mojego życia!!!
Chłopak runął na ziemię chowając twarz w dłoniach. O nie! Jeśli myśli że się zlituje, to się grubo myli! Oszukał mnie. Zranił. Nie dam więcej sobą pomiatać, muszę być silna...
Tylko jak gdy w jednej sekundzie tracisz najbliższą sercu ci osobę????
Odwróciłam się napięcie i ruszyłam biegiem przez gorący piasek. Nie obchodził mnie już wzrok innych ludzi, ani to że jestem rozmazana, ani to że jestem poczochrana, ani to że wybiegłam tak po prostu z domu, zostawiając otwarte drzwi. Teraz dla mnie liczył się tylko dom Camilli, wiem że u niej zawsze znajdę ukojenie. Po 15 minutach szłam już chodnikiem. W ręku trzymałam koturny. W tym stanie na pewno bym się w nich pozabijała...
Zapukałam do drzwi, ledwo trzymając się na nogach.
- Jezu! Laura, co ci się stało!? - spytała pzyjaciółka, rzucając mi się na szyję.
- Ross...-szepnęłam cicho, a łzy spłynęły mi strumieniem.
- Ale co Ross?! Co on ci zrobił!?
- On...on...miałaś rację! - krzyknęłam bezradnie po czym wybuchnęłam płaczem.
- Lau, Lau, Lau - powiedziała brunetka melodyjnym głosem - usiądź w salonie, a ja ci zrobię herbaty...
Oderwałam się od Cami i powędrowałam na kanapę. Siedziałam bezczynie wpatrując się w bose nogi. Nawet nie zauważyłam jak do pokoju wparowała Sara (młodsza siostra Cami).
- Lau, co ci się stało?! - spytała siadając koło mnie.
Jednak ja nic nie odpowiedziałam. Czemu? Nie miałam już ochoty z nikim rozmawiać, czułam się jakby ktoś wbił mi nóż w serce.
- Lau!
- Nic, nic, pewnie i tak nie zrozumiesz... - szepnęłam nie odwracając wzroku od podłogi.
- Przecież mam 13 lat! Chce ci jakoś pomóc....
Westchnęłam cicho i spojrzałam na nią.
- No dobra...dwa tygodnie temu spotkałam, a właściwie wpadłam na pewnego blondyna. Świetnie się z nim dogadywałam i w ogóle. Prawie każdy dzień spędzaliśmy na wygłupach i śmianiu się...ale...ale...on jest gangsterem...
- tak mi przykro... - próbowała mnie pocieszyć dziewczyna, kładąc rękę na ramieniu. - ale myślę że powinnaś to zgłosić na policję.
Uśmiechnęłam się do niej tylko lekko i wbiłam wzrok w Tv. Znowu wiadomości znowu Ross, znowu płacz. Dlaczego akurat mnie to musiało spotkać!? Mogłam wpaść na każdego innego chłopaka, to los chciał że na niego!
- Halo! Lau, wszystko w porządku?- spytała Camilla, podając mi herbatę.
- Nie nic nie jest w porządku.... - powiedziałam smętnie wybuchając płaczem.
- Nie płacz nie ma co marnować na niego łez. masz przecież cały czas jeszcze nas. - pocieszała mnie przyjaciółka, posyłając mi ciepły uśmiech
Zapanowała cisza, ale nie niezręczna tylko raczej jak przy żałobie. Wszyscy byli wpatrzeni w Tv, słuchając powtórek z wczoraj.
- A chociaż powiedź czy coś ci zrobił, nie  wiem, próbował zabić, albo groził ci? - przerwała spokój Sara.
- Nie nic mi nie chciał zrobić, co mnie bardzo zdziwiło. Gdy dowiedziałam się z wiadomości że jest gangsterem spał na kanapie.
- Ale ty nic nie podejrzewałaś?! - ciągnęła dalej trzynastolatka.
- Nie, ufałam mu w 100%, tylko zaczęłam mieć wątpliwości gdy przyszedł do mnie w nocy zakrwawiony z kawałkami szkła we włosach.
- Wow, to musiał być niezły kryminał. Noc i zakrwawiony chłopak...- pisnęła Sara z zaciekawieniem błyszczącym w oku.
- Ej! Laura, tu przeżywa a ty książkę tworzysz! - upomniała ja Camilla. - Może chciałabyś się gdzieś przejść albo coś? - spytała po chwili mnie brunetka.
- Pójdę już...
- No coś ty, a jeśli go gdzieś spotkasz.
- Cami, nie martw się muszę to wszystko poukładać...
- No dobra ale miej włączony telefon....
- Tak, pa...
Wstałam z sofy i wyszłam z mieszkania. Cały czas nie mogłam w to uwierzyć...
Szłam ciemnymi uliczkami, wpatrzona w chodnik. Wiatr lekko owiewał mi twarz, a łzy coraz bardziej napływały do oczu. Była chyba 20:30.
Postanowiłam iść do matki, na cmentarz.
Przechodząc koło jednego z grobów usłyszałam cichy szelest....
♥ ♥ ♥
Rozdział gotowy!!! Męczyłam się z nim i męczyłam, po prostu nie mam za bardzo weny :(
No ale, czekam na wasze komentarze, rozdział prawdopodobnie jutro bądź w tygodniu..
Do następnego wpisu...
Maddie ;)

niedziela, 16 lutego 2014

7. Rozczarowanie & Krew


- Ross- 
Zebrałem się w sobie i postanowiłem poszukać Lau. W końcu wcześniej czy później muszę jej powiedzieć że coś do niej czuję, a wole powiedzieć jej to wcześniej. Plaża zdawała się ciągnąc w nie skończoność, a ja coraz bardziej traciłem pewność siebie, co do brunetki. Przecież ona ma chłopaka...
No nic. Byłem już na ulicy, ale w pewnej chwili za uwarzyłem Lau, w parku...z Balke'em.
Obściskiwali się na ławce...
Poczułem ukucie w sercu, jakby cały mój świat runął w jednej sekundzie...
Zrezygnowałem.
- tydzień później Laura -
No muszę wam przyznać że w tym tygodniu sporo się działo. Ross, zabrał  mnie na cały dzień do aquaparku!!! Było czadowo, a zwłaszcza gdy ten dureń zaklinował się w zjeżdżalni...dla dzieci!!! Nie wiem po jakiego grzyba tam właził, ale miał za swoje. Następny dzień poświęciłam Cami. Była na mnie mocno wkurzona. Tydzień wcześniej gdy byłam z nią w barze i przyszedł Ross, obiecałem jaj że zobaczymy się na drugi dzień...ale tak jakoś wyszło że zrobiłam sobie małe wagary z blondynem na plaży. To ona zaczęła panikował biegać po całej szkole szukać mnie bo myślała że Ross, mnie zgwałcił zamordował i wywiózł gdzieś moje zwłoki...wariatka. Taa...miałam nie mały wykład, ale szybko mi wybaczyła i szalałyśmy na zakupach. Z kim spędziłam środę? Oczywiście z moim chłopakiem. Między nami już się polepszyło, on jest prze słodziutki!!! Cały czas się o mnie martwi i przytula. Tylko z tym się tez wiążą wykłady z Ross'em. ta moje życie cały czas mnie zaskakuje. Obiecałam blondynowi w wtorek ze w środę pogramy na x boksie. On czekał na mnie w domu, a ja kompletnie o tym zapomniałam i nocowałam u chłopaka. Ta...na drugi dzień zastałam Ross'a śpiącego na, nie uwierzycie gdzie ten wariat wszedł... na blacie kuchennym!!! No normalnie jak kot...mniejsza.
Ile się musiałam od niego na słuchać...że się o mnie martwił, ze myślał ze już nie żyję, że chciał już dzwonić na policje itd. No to by tak wyglądało. Resztę dni spędziłam oczywiście z oburzonym chłopakiem od bitwy na mąkę. Wynagrodziłam mu tą grę na x boksie i wyskoczyliśmy razem na dseko-wrotki. Tak nazwaliśmy nasze wspólne wypady, Ross tradycyjnie na desce, a ja na wrotkach. Tym razem mój przyjaciel wpadł w wózek z hot - dogami...był cały od musztardy. Ok, to ja może wrócę do rzeczywistości bo resztę dni nic ciekawego się nie działo...
Siedziałam na kanapie oglądając durne kreskówki. Było około 22.00. W pewnej chili usłyszałam pukanie do drzwi. Zdziwiłam się bo Ross'a nie widziałam jakieś 3 dni, i raczej by mi powiedział że chce do mnie wpaść.

Wstałam niepewnie z kanapy i otworzyłam drzwi. Stał w nich Ross, tylko zdziwił mnie fakt że jest cały zakrwawiony i wszędzie ma kawałki szkła.. Stał nadzwyczaj spokojnie czy mając się za zakrwawioną ranę na żebrach.
- Masz bandaże? - spytał niepewnie.
- Tak jasne wchodź...- odparłam. Nie mogłam powiedzieć nic więcej byłam zaszokowana.
Wpuściłam go do środka. Blondyn pokuśtykał do kuchni i usiadł na wysokim taborecie. W tym czasie ja szukałam apteczki. Ręce mi się tak trzęsły ze nie mogłam niczego w nich utrzymać. Zbiegłam po schodach i wróciłam do blondyna.
- Co ci się stało?!
- Nic maiłem mały wypadek na motorze...- odpowiedział spokojnie.
- Chodź do łazienki tam cie jeszcze dokładniej przesłucham...
Chłopak objął mnie ramieniem i pokuśtykał ze mną do "pokoju czystości."
Usiadł na zlewie.
- Ściągnij koszulkę...
Ross posłusznie wykonał mój rozkaz, a ja przygotowałam Gazę i wszystkie inne pierdoły jakie miałam pod ręką. No muszę przyznać że jest umięśniony ...zaraz! O czym ja myślę przecież on umiera na moich oczach a ja się zachwycam jego klatą!!!
- Jestem ciekawa jak się tak poobijałeś na motorze ze masz ślady po szkle? To mi wygląda raczej jakbyś skakał przez okno..
- Ałł! - jęknął chłopak kiedy przyciskałam gazę do rany.
- Przepraszam, ale musisz jeszcze trochę pocierpieć.
Po 30 minutach łazienka była cała zawalona chusteczkami i bandażami brudnymi od krwi. Na szczęście Ross był w całości. Chłopak leżał na kanapie nie odzywając się do mnie ani słowem. Usidłam na narożniku sofy i zaczęłam bawić się jego kosmykami  włosów.
- Dzięki...
- Nie ma sprawy, ale dziwi mnie fakt że cząłgałeś się tutaj zamiast iść do szpitala...
- Wiesz....b..bo..ja nie...ufam lekarzom... - jąkał się blondyn.
Westchnęłam ciężko i podałam mu kubek ciepłej herbaty. Ross posłał mi uśmiech i wziął łyka.
- Nie idziesz spać? jest już późno...
- Nie no coś ty! Mam cię zostawić w takim stanie?!
- Lau, nic mi nie jest...czuje się lepiej, naprawdę, a tobie przyda się odpoczynek.
- No dobra, ale jutr... - nie dokończyłam już zdania, bo zobaczyłam ze Ross smacznie sobie śpi. - No i kto tu potrzebuję wypoczynku? - szepnęłam do siebie i lekko uśmiechnęłam się do blondyna.
Przykryłam go kocem i poszłam do siebie na górę. Nawet nie wiem kiedy, a odpłynęłam..
- Następny dzień rano -
Obudziłam się chyba koło7.00. Weszłam do łazienki wybrałam mój ulubiony zestaw, zrobiłam ledwo widoczny makijaż i rozczesałam włosy. Zeszłam ociężałym krokiem na dół. Ross jeszcze spał. Postawiłam czajnik na ogniu i włączyłam Tv siadając na fotelu. Akurat leciały wiadomości.
- Wczoraj doszło do włamania na sklep jubilerski. Zginął bardzo kosztowy naszyjnik i pieniądze z kasy. Podejrzani uciekli rozbijają szybę w sklepie. Napastnikami był nam dobrze znany gang miejski. Poszukiwani to Ross Lynch, Joe Jackson, Charlie Brown, Luis Carter  Christian Rain. - skończył paplaninę prowadzący.
Nie nie wierzę!!! Camilla miała Rację Ross to gangster!!! A na dodatek gangster, który śpi na mojej kanapie. Obróciłam się jeszcze raz w jego stronę, tym razem chłopak był w pozycji siedzącej wpatrzony we mnie.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak wiem, wiem wiem, rozdział strasznie krótki, ale podejrzewam że jak się zacznie szkoła (bo jutro już idę na te męczarnie) to nie będę mieć aż tyle czasu na pisanie i będę wstawiać wpisy mniej więcej co 3, 4 dni. Nie mogłam się już doczekać waszych opinii i musiałam go wstawić dzisiaj. Moim zdaniem to wszystko nie trzyma się zbytnio kupy, ale musze zajmować się przy okazji 2 letnim kuzynek...mniejsza. Czekam na wasze opinie.
Do następnego wpisu...
Maddie ;*

sobota, 15 lutego 2014

Podziękowania!!!

Chciałabym wam bardzo podziękować za wszystkie komentarze. To naprawdę  miło z waszej strony że śledzicie moje wpisy i pozostawiacie po sobie ślady. One bardzo mnie motywują do dalszego działania na blogu! Wielki buziak dla czytelników!!!

piątek, 14 lutego 2014

6. Kartka z pamiętnika & Zabawa na plaży

Z okazji walentynek dużo uśmiechniętych minek!!! A tak na poważnie z okazji dzisiejszego święta, postanowiłam wstawić na moje wszystkie blogi rozdziały!!!
A tu linki do nich :
Klik
Klik
A teraz do setna sprawy...
---------------------------------------------------------------------------------------------
Obudziłam się wtulona w Ross'a. Zaraz co?! Zaczęłam piszczeć i walić blondyna poduchą.
- Ej, ej, ej znowu zaczynasz z waleniem mnie po twarzy???
- Co ty robisz w moim łóżku?!
- No leże...
- Ale czemu????
- Przypomnij sobie wczorajszy dzień.
Obleciałam całą moją głowę w myślach i zrozumiałam o co chodzi.
- Aaaa...no teraz wszystko jasne.
- A ty co myślałaś??? - spytał z zdziwieniem, a zarazem ciekawością.
- Wiesz co? Nie wracajmy do tego tematu nigdy więcej.
Chłopak głośno się zaśmiał, a ja wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wzięłam ten zestaw i zamknęłam się w łazience. Zrobiłam prawie nie widoczny makijaż, pomalowałam paznokcie na czarno, a włosom pozwoliłam swobodnie opadać na ramiona.
Gdy wyszłam z łazienki Ross'a już nie było. Przetarłam lekko oczy i zeszłam na dół.
Nie wieżę!!! Ross robi naleśniki!!! Pomijając że jest cały w mące, to chyba się już nauczył...
- I co już umiesz??? - spytałam siadając przy stole.
- Chyba... -odparł smażyć ciasto na patelni.
- A jajko dodałeś???
- Upss...
- Wiedziałam ze coś jest nie tak...ale wybaczam ci wyglądasz prze słodziutko upaprany w mące...- zaśmiałam się i pocałowałam blondyna w policzek.
Nałożył naleśniki na talerz i usiadł naprzeciwko mnie podając jedzenie.
- Idziesz dzisiaj do szkoły??? - spytał z nadzieja na przeczącą odpowiedź.
- Hmm....nie.
- Jedz szybciej i idziemy do wody...- oznajmił pełen entuzjazmu.
- O ile pamiętam to trzeba poczekać 30 minut po posiłku.
Chłopak przeklął cicho pod nosem i wziął ostatni kęs naleśnika.
- Było pyszne...- pochwaliłam Ross'a, a on posłał mi uśmiech.
- Se wie w końcu moje...
- ta tylko że bez jajek...
- Siedź cicho, ważne że smaczne!
Zaśmiałam się cicho i udałam się z blondynem do salonu. Leżeliśmy na kanapie w ciszy. Nikt z nas nie miał sił się odezwać.
- 30 minut później-
- Nie Ross ja nie chce! Puść mnie!!!! - krzyczałam niesiona przez blondyna na rękach, w kierunku wody.
- Nie drzyj się bo nikt ci nie pomoże. - zaśmiał się cicho, po czym oboje wylądowaliśmy w wodzie.
- Osz ty! Już nie żujesz poczekaj aż dopłynę.
- Chodź zobaczymy!
Chłopak dał nura pod wodę, a ja zastygłam w miejscu. Gdzie ten piernik się schował...
- Ross!?
- Tak? - blondyn się wynurzył, a ja znalazłam się na jego barkach.
- I jak jest podwodą???
- Mokro... -odpowiedział po czym wybuchneliśmy  śmiechem. - Słuchaj masz może ochotę, po surfować?
- Tak jasne, zaraz przyjdę z deskami.
Poleciałam do domu. Woda spływała ze mnie tworząc kropli na podłodze. To ja wam jeszcze pokażę w co jestem ubrana - ( sam strój kąpielowy - od aut.). Wyjęłam z szafy dwie deski i wróciłam do Ross'a.
Chlapaliśmy się w wodzie chyba z 4 godziny. Było przezabawnie! Po prostu świetnie! Genialnie! Extra! Super! Bombastycznie! I w ogóle wrażenia nie do opisania.  Wyglądało to mniej więcej tak.


 
  ( sorki że gify z Maią, ale one były najbardziej zbliżone do opowiadania - od aut.). Byliśmy padnięci. Glebnęłam się koło blondyna na pisaku i bezczynie wlepiliśmy się w niebo.
- Dzięki, że na ciebie wpadłam..- odezwałam się do blondyna i złapałam za dłoń.
- Nie ma sprawy...- zaśmiał się głośno. - to co idziemy?
- ta jasne.
Wstałam z ziemi i otrzepałam się z nagrzanego od słońca piasku. Spojrzałam jeszcze raz przed siebie. Fale ustały, a słońce zaczęło zachodzić.
- Idziesz?- spytał Ross wyciągając rękę.
Splotłam nasze palce i położyłam głowę na jego ramieniu. To najlepszy dzień w moim życiu! Idę brzegiem morza, oświetlona zachodem słońca, z najlepszym przyjaciele.
- Lau, nie spij - szepnął spokojnie blondyn spoglądając na mnie.
- Co!? Ja spać!?
Ross pokręcił przecząco głowę i cicho westchnął.
- Która godzina?
- Coś po 16.00. - odparł zwyczajnie.
- Co!?
- Noo...
- Jestem spóźniona!!!
- Ale na co?!
- No na randkę z Blake'em!!!
- Z kim!? - spytał zdezorientowany Ross.
- No z moim chłopakiem!
Ruszyłam biegiem przez plażę, jak się spóźnie to atmosfera będzie do bani! Wpadłam do domu, wysuszyłam szybko włosy, zrobiłam lekki makijaż i ubrałam się w pierwszy lepszy  zestaw.
Przy drzwiach wpadłam na Ross'a, który odkładał deki.
- I jak wyglądam?
- Ładnie...
- Ej co ci? -spytałam siadając koło niego na kanapie.
- Nic nic, idź bo się spóźnisz.
- Masz cały dom dla siebie, klucze pod wycieraczką nie długo wracam!- krzyknęłam wybiegając z domu.
- Ross -
Usiadłem na kanapie i włączyłem Tv. Nic ciekawego, no świetnie! Nie mogłem się na niczym skupić. Wiadomość ze Lau ma chłopaka była dla mnie szokująca. Nie mówię że mi się podoba...no może trochę...co ja gadam?! Kocham ją nad życie!!! Jest cudna, wrażliwa, urocza, a przede wszystkim jest sobą. Niektóre dziewczyny nakładają na siebie tony tapety, żeby wyrwać jakiś chłopaków... śmieszne. Co do Laury...nie mogę trzymać w tajemnicy co do niej czuje, ale z drugiej strony...ona ma chłopaka.
No nic, koniec z myśleniem bo mnie głowa boli. Wstałem ociężale z kanapy i podszedłem do starej komody. W pierwszej szufladzie znajdował się jakiś zeszyt, ozdobiony piaskiem, muszlami, małymi diamencikami i i niebieskim brokatem. Wziąłem go ostrożnie do ręki. Na okładce znajdował się jakiś napis... Przymrużyłem oczy i co? To jest Pamiętnik Lau!!!
- Otworzyć? Nie otworzyć? Otworzyć? Nie otworzyć? Otworzyć?
To jest pamiętnik mojej przyjaciółki, i nie powinnłem tam zaglądać, ale może napisała coś tam o mnie? Chyba nic się nie stanie jak przeczytam kilka stron...
Pierwsze co mi się rzucił w oczy to ładne pismo. Przewracałem kartki szukając wczorajszej daty. Szukałem szukałem i nic. No tak przecież wczoraj wróciliśmy późno nie miała jak napisać, pewnie przed wczoraj!
                                                                                                                                         28.05.14.
                                                          Drogi pamiętniczku!
Więc tak już na wstępnie piszę że jestem zmęczona, więc wpis będzie krótki....
niedawno poznałam wspaniałego chłopaka. Ma na imię Ross. Właściwie wpadłam na niego wychodząc z lotniska. Ale opowiem ci dzisiejszy dzień.
Więc tak umówiłam się z Ross'em na plaży. Oczywiście z nas takie ciołki ze nie wymieniliśmy się numerami telefonów! Łaziłam po całej plaży szukając znanej mi blond czupryny. W końcu wpadłam na pomysł ze może jest u mnie. Zaczęłam biec jak wariatka  z torbą, rolkami w ręku  przez gorący piach. Dziwne nie? na wf wymięka...
No ale mniejsza...
Pewnie wziął mnie za nienormalną, bo na powitanie wskoczyłam my w ramiona krzycząc "dostałam czwórkę plus!". Taa...emocje wzięły w górę.
Weszliśmy do środka i wzięliśmy  się za robienie naleśników. Okazało się że on nigdy nie robił naleśników!!! Oczywiście nie obeszło się bez naszej bitwy na mąkę. Było czadowo!!!
Wielka Antarktyda w mojej kuchni!!!
 Nasza zabawa skończyła się szybko ponieważ Ross musiał już wracać...
Ale od dzisiaj wiem że każdy spędzony z nim dzień jest świetny!!!

Uśmiechnąłem się sam do siebie. Miło wiedzieć że ktoś uważa cię za najlepszego przyjaciela. Tylko czemu nie napisała nic o Blake'u? Chciałbym chociaż wiedzieć jak on wygląda. Latałem po stronach zeszytu, aż w końcu natknąłem się na zdjęcie mnie i Laury, a na drugiej jej i Blake'a. Byli do siebie przytuleni, a ja?  a ja na drugim zdjęciu?! Siedzę z nią na schodach i wcinam naleśniki!?

No ale muszę przyznać ze jestem fotogeniczny....
- W tym samym czasie u Lau -
Siedziałam właśnie z Blake'em w kawiarni. Nudy!!! Gadaliśmy o... O mój boże nie wiem o czym gadamy!!!
- Lau!!!
- Co?!
- Słuchasz mnie??
- Tak, jasne...
- No więc tak...bla...bla...bla..
I tak dalej i tak dalej. On cały czas gada o sobie!!! Westchnęłam ciężko i zanurzyłam wzrok w ciemno granatowym niebie.

niedziela, 9 lutego 2014

5.Nocna Wyprawa & Horror

Właśnie słuchałam nudnych paplanin, nauczyciela z historii.
Ten facet jest tak, rozkojarzony że przez chwilę gada coś o rzymianach, a później zaczyna że miał stłuczkę z jakimś autem dwa dni temu...Mniejsza. Wpatrywałam się cały czas w jeden punkt.
- Halo! Lau, coś się stało? - spytała Camilla.
- Nie wszystko w porządku, po prostu zamyśliłam się i tyle.- odparłam z uśmiechem.
Brunetka odwzajemniła uśmiech i wróciła do  notowania w zeszycie. Po dwóch godzinach lekcyjnych byłam już w pewnym, sensie wolna od szkoły. Szłam spokojnym krokiem przez korytarz. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.
Odwróciłam się i...Cami.
- To masz dzisiaj czas po szkole?
Przeleciałam cały dzień i kiwnęłam głową. W końcu i tak już jej obiecałam dwa dni temu że się spotkamy po szkole.
Dalszą część korytarza szłyśmy obydwie z uśmiechem, na twarzy śmiejąc się z pana od Historii. Jednak nasze śmieszki znikły, w czasie gdy wyszłyśmy ze szkoły. Przed budynkiem czekał na mnie Justin ze swoją ekipą. Taka głupia sytuacja...
Nie jestem raczej na ich poziomie, a przygarnęli mnie już pierwszego dnia. Niestety odwrotnie jest z Camillą. Nienawidzą się nawzajem od początku, po prostu żyją jak pies z kotem. Przez to często jestem zmuszona do wyboru, między spędzaniem czasu z Cami, a z ekipą Mai. I co wtedy...oczywiście mówię ze jestem zajęta i mam dużo pracy, a tak naprawdę lecę spotkać się z Ross'em. On mnie przy najmniej rozumie i nie każę wybierać między jednym, a drugim.
- Co tam piegus?! - Zwrócił się złośliwie do Cami Justin.
- Spadaj!!!
- Nie podskakuj, bo źle skończysz!!! - odgryzła się  Maia.
- Dajcie już jej spokój!!! - wtrąciłam się w kłótnie.
- No Lau, nie mów że stoisz po stronie tej wywłoki!?
- Ona ma imię - Camilla, i jest moją przyjaciółką!!!
Spojrzałam na dziewczyną, a ta się tylko do mnie uśmiechnęła.
- Chodźmy nie ma co na nich dłużej patrzeć. - zwróciłam się do brunetki i poszłyśmy w stronę parku.
Szłyśmy alejkami parku, wspominając nasz dzień i ględzenie nauczycieli. Byłam ubrana tak :
- Wolisz iść do baru, czy posiedzieć w parku?
- Chętnie bym się czegoś napiła, więc może do baru? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Po drodze Cami opowiadała mi dużo o swojej siostrze, ale jaj jej za bardzo nie słuchałam, bo paplała bez przerwy.
Po 15 minutach znalazłyśmy się już na plaży. Wzięłyśmy obie trampki w dłonie i skierowałyśmy w stronę Molo, na którym mieścił się bar.
Knajpa była cała drewniana w Hawajskim stylu. Wszędzie wisiały kwiaty i liście palmowe. Nawet drinki podawali w kokosie.
Zajęłyśmy miejsce przy stoliku i złożyłyśmy zamówienie.
- Właściwie co ja zamówiłam? - spytałam przyjaciółkę.
- Coś pomarańczowego z słomką i palemką, ale nie przejmuj się tu wszystko jest dobre.  - rozweseliła mnie i uśmiechnęła się lekko.
Kelner podał nam po krótkiej chwili na tacy napoje, a my zaczęłyśmy rozkoszować się chwilą.
- Może to cię zdziw, ale pomarańczowy drink smakuje czekoladą - powiedziałam nie dowierzając.
- Mój jest czerwony, a czuję mięte. - zachichotała brunetka.
Nagle do baru wszedł Ross i kilku chłopaków ubranych na czarno. Zajęli miejsce na przeciw naszego stołu.
- Zmywamy się ztąd. - szepnęła Cami.
- Ale czemu, nie dokończyłaś soku?
- Człowieku, ty nic nie rozumiesz...Widzisz tych chłopaków co przed chwilą weszli?
Pokiwałam twierdząco głową.
- To gangsterzy Laura!
- Co?!
- Ja pitolę...kradną, podpalają, biorą udział w nielegalnych wyścigach...
- Tak wiem co kto to  jest gangster, ale nie Ross nie mógł by nim być...coś ty - machnęłam ręką.
- Mówisz o tym blondynie? - spytała podnosząc brew.
- No o tym blondynie co się teraz do mnie uśmiecha.
Naszą rozmowę przerwał właśnie on.
- Co tam u ciebie Lau? Masz czas dzisiaj o 19.00? - spytał, opierając się o nasz stolik.
- Spoko, właściwie czemu nie, a gdzie się spotkamy?
- Może być przed twoją szkołą?
- Tak jasne.
Brunetka spojrzała się na mnie z mordem w oczach i kopnęła pod stołem.
- Ałł!
- Co?
- Nie nic nic, musiałeś się przesłyszeć..
- Napijesz się czegoś? - spytał blondyn podając mi dłoń.
Wstałam od stolika, zostawiając tam dziewczynę i podeszłam z nim do lady baru.
- A od kiedy z ciebie taki dżentelmen? - spytałam, kiedy Ross odsunął mi krzesło.
- Jak widać mało mnie jeszcze znasz.
Chłopak zamówił mi jakiś biały sok w kokosie. No muszę przyznać że ładnie to wyglądało. Najfajniejsza była ta palemka...
 - I co smakuje?
- Ta, a tak właściwie co to jest?
- Sok z kokosa i malibu.
- I ci sprzedali alkohol?!
- Ciszej bo inni się skapną, po znajomości tak...- uśmiechnął się do mnie.
- Słuchaj Ross..-zaczęłam temat odkładając napój. - Może wyda ci się to dziwne.. już z początku mówię że ufam ci w 99.9% ale ten jeden procent  dzisiaj zaczął mnie męczyć. Bo wiesz nie dawno widziałam w wiadomościach ze podobny chłopak do ciebie podpalił jakiś budynek. - skłamałam, czemu? No przecież jak bym się spytała ''Ross, jesteś gangsterem'' to po pierwsze wziął by mnie za dekla, a po drugie i tak by się (jakby nim był) nie przyznał. - masz coś z tym wspólnego?
- Ja? - spytał idiotycznie uśmiechnięty - Nie musiało ci się coś przewidzieć. - machnął ręką i zaczął pić ten sok kokosowy, czy jak to się tam nazywało.
Od razu wyczułam jakiś spisek. Wierze mu w 100% ale jednak czuje że coś kręci.
Nie spodziewanie podeszła do mnie Camilla i odciągnęła w inną stronę.
- Laura, dostałam sms'a od siostry że się źle czuje i muszę do niej iść. Błagam cię nie siedź tu z nim długo, a najlepiej w ogóle nie zbliżaj się do tego blondyna.
- Cami, nie martw się ufam mu w 100%, a w ogóle jestem już z nim umówiona na 18.00 więc, mogę ci tylko obiecać że jutro zjawię się w jednym kawałku w szkole. A teraz leć do siostry.
Dziewczyna pokiwała przecząco głową i wybiegła z baru.
- Gdzie jej się tak śpieszy? - spytał Ross podchodząc do mnie.
- A, do siostry - westchnęłam ciężko.
- Idziemy do ciebie?
- No dobra, która godzina?
- Dokładnie 18.20.
Nawet nie wiem po co mi teraz była potrzebna godzina? Kit z tym...
Szłam z Ross'em przez plaże.
- Jak ci dzisiaj minął dzień? - spytał w pewnej chwili blondyn.
- Źle...- odpowiedziałam krótko.
- A niby czemu?
- Bo musiałam iść do szkoły, nawet nie wiesz jak tam jest nudno.
-No prawda nie wiem.- zaśmiał się chłopak.
- A ty co dzisiaj robiłeś przez cały dzień?
- Oddychałem, jadłem..
- Nie no ale poważenie się pytam...-przerwałam Rossowi.
- Nic.
- Jak to nic!? Ty śledziu,  to ja cały czas zakuwam w te książki i w ogóle, a ty nic se nie robisz?!
- Co ty masz do tego śledzia?!
-A nic, nic podobny jesteś...
No i to był błąd. Wielki błąd... Moja jedyna obrona to była ucieczka. A mianowicie ucieczka przed masą łaskotek. Tym razem nie byłam już w takiej formie do biegania po piasku i wyglebłam się 14 metrów od Ross'a.
- I co kto tu jest śledziem? - spytał podnosząc jedną brew do góry, po czym usiadł na mnie sprawiając że straciłam oddech.
- Złaś ze mnie!!! Ile ty człowieku ważysz!?
- Tyle żebyś nie mogła dać dyla. A teraz powiedz jeszcze raz kto jest tym śledziem?!
- Dobra! Nie ty! Pasi? A teraz złaź ze mnie!
- A jak ci powiem ze jako fotel jesteś wygodna??
- Złaś! - trzepłam go z torebki i podniosłam się z piasku.
- Ja pitolę co ty tam trzymacie?! - spytał blondyn łapiąc się za policzek.
- Kamienie!
- No, Lau nie wkurzaj się...
- Ja po prostu jestem głodna.. - odpowiedziałam z śmiechem.
- Widzisz?! To najwyższa pora żebyś zrobiła ze mną naleśniki. - odparł chłopak z oczami jak pet shop.
- Poczekaj do jutra...o i przy okazji kup mąkę, bo ostatnio ktoś mi ja rozsypał po całej kuchni!
- Ale przyznaj że było fajnie?
- No w sumie....w sumie...Extra!
Po 20 minutach drogi, w końcu doszliśmy do mojego domu.
- To widzimy się za jakieś 15 minut.
- A nie zostaniesz???
- Nie mam czasu weź wrotki i o 19.00 pod szkołą!
Ross pożegnał się i odszedł.
- Tylko skąd on wie że mam wrotki? - szepnęłam sama do siebie.
Weszłam do chaty rzucając torbę z książkami, pod szafę. Zapaliłam światła w całym mieszkaniu i włączyłam Tv. Szybkim krokiem wbiegłam po schodach na górę i weszłam do mojego pokoju.
- Ale tu porządek.
Zrobiłam szybko przegląd szafy i wybrałam to :
Do tego makijaż i pomalowałam paznokcie na czarno. No to teraz tylko znajdę wrotki i jestem gotowa. Oczywiście znalazłam je dopiero po 15 minutach w garnku! Nie mam bladego pojęcia co one tam robiły, ale znając mnie to jest to bardzo prawdo podobne...mniejsza.Wyszłam z chaty z rolkami przewieszonymi przez ramię wyglądają one tak :
No i znowu musiałam się tyrać na boska prze piach. Czas zleciał mi szybko bo całą drogę biegłam bojąc się ze ktoś mnie zaczepi. W końcu było już strasznie ciemno. No i nieszczęście się stało. Wychodzę już z plaż na pustą ulice. Nie było ani żywego ducha. I ktoś łapie mnie za rękę
- Puszczaj mnie!!! - krzyknęłam nie odwracając się do tylu. Po prostu jebłam tego ktosia z wrotek.
- Lau, to ja Ross!
Odwróciłam się szybko. I faktycznie zauważyłam tam Ross'a. Na całe szczęście nic mu się nie stało.
-Nie strasz mnie tak więcej!

- A ty nie wal mnie tak więcej! Na plaży z torebki a teraz z wrotek! No dziewczyno nie dożyję dwudziestki!  A teraz zakładaj te wrotki i chodź.

Nie widziałam najmniejszego sensu w tym żeby on tarawanił się pieszo, a ja jeździłam w wrotkach, ale posłusznie wykonałam polecenie. Dopiero później skapłam się że Ross ma deskę.

- To co teraz?

- Mamy całe Miami do przejechania! - odpowiedział

wchodząc na deskoroloke i podał mi dłoń.

Chwyciłam się jego reki i ruszyłam.
Moja pierwsza myśl - Jak coś mnie rozjedzie to go zabiję, ale później zaczęłam już swobodniej się odpychać. Teraz to już było zupełnie ciemno. Tylko gwiazdy, księżyc i latarnie.
- I jak nogi nie bolą?! - spytał Ross odwracając wzrok w moją stronę.
- Nie! A tak w ogóle to gdzie jedziemy?!
- Zobaczysz! Będzie fajnie!

 Chłopak złapał mnie za rękę i posłał mi uśmiech. Ścisnęłam mocniej jego dłoń i podjechałam bliżej.
Jechaliśmy w ciszy nasłuchując nocnego życia Miami. Na ulicach pustki, nawet ptaków nigdzie nie było...
- Zamknij oczy.
- Ciekawe jak będę jechała?
- To zdejmij wrotki i chodź na deskę.
- Wtedy pozabijamy się obydwoje nie umiem jeździć. 
- Nie gadaj tylko wchodź to ma być niespodzianka.
Wzięłam wrotki w dłonie i weszłam na deskę. Oczywiście pierwsze co to gleba.
- Wiesz co, usiądź za mną i mocna obejmij, bo raczej się nie utrzymasz. - powiedział żartobliwie podnosząc się po upadku.
Postawiłam tym razem ostrożne stopę na deskorolce i mocno wtuliłam się w blondyna.
- Nie mogę oddychać!
- O...sorki - powiedziałam i spłonęłam rumieńcami.
Chłopak zaśmiał się pod nosem i ruszyliśmy. Nie wiedziałam gdzie jest cel wyprawy, ale jak na razie jesteśmy jeszcze na ulicach Miami...
 Przymrużyłam lekko oczy.  I tak prawie nic przez ciemność nie widziałam, chyba że jechaliśmy przy latarniach.
Po kilku minutach zauważyłam że jesteśmy poza miastem. Była tu tylko jedna ulica skały i strasznie urwisko.
- Ross! Gdzie my jesteśmy!?
- Zobaczysz daj mi 3 minuty.
Wzruszyłam ramionami. Po trzech minutach Ross zatrzymał deskę i zasłonił mi dłońmi oczy.
- To coś strasznego? - spytałam wystraszona.
- Nie no coś ty - zaśmiał się cicho. - Już możesz otworzyć!
Moim oczom ukazał się piękny widok staliśmy gdzie na poboczu od drogi. Na dole ciągnęła się plaża i morze, a do góry błyszczał księżyc i gwiazdy. Zdąrzyłam wyszeptać  tylko małe Wow.
- I co podoba się?
- Dziękuje..- szepnęłam z łzami w oczach i mocno go przytuliłam.
Jeszcze nikt nie zrobił dla mnie tak wiele. Nawet Blake...
- Ross Czy tam jest mój dom? - spytałam odklejając się od niego.
- Tak, to ty o tym nie wiedziałaś?!
- Skąd! To ja codziennie tarawanie się po tym piasku o szkoły, a ty mi teraz pokazujesz że ja mam za domem ulicę!?
- No wiesz mało kto tu po niej jeździ...-próbował ratować się osiemnastolatek. - Ciesz się widokiem, bo zaraz wracamy.
- Jak to?!
- No Lau, jest jakaś 21.00! A jeszcze muszę ci odprowadzić, bo samą cię nie puszczę w tę ciemnice do chaty.
Chłopak oparł się o barierkę, a ja cały czas stałam zachwycona widokiem.
Siedzieliśmy tak jakieś 15 minut.
- I co już się na oglądałaś???
- Więc  ogłaszam uroczyście że z śledzia awansowałeś na Rossy.
- Dzięki tej..- wybuchł śmiechem. - No ale chociaż to jest lepsze od śledzia.
- A my teraz mamy wracać przez całe Miami? - spytałam z nadzieja w głosie że odpowiedź będzie przecząca.
- No niestety... ale mam też dobrą wiadomość!
Spojrzałam na niego z strachem w oczach.
- No nie bój się, wracamy na motorze.
- Że co!? A gdzie wpakujesz deskę???
- Upchnie się ją gdzieś...- odpowiedział  i wciągnął z zarośli czarny motocykl.
- Ty...na...tym...chcesz? - gdakałam z przerażenia.
- No, chyba że ja sobie pojadę na tym a ty na wrotkach...- odparł złośliwie się do mnie uśmiechając.
- Jeszcze czego!
Chłopak wsiadł na maszyną, a ja cały czas stałam z nie dowierzaniem.
- No chodź!
Zbliżyłam się nieco do niego i usiadłam.
- A czego mam się trzymać?!
- Najlepiej mnie...
Wtuliłam się ponownie w blondyna i ruszyliśmy. Tym razem było wygodniej niż na deskorolce.
Przymknęłam oczy i nawet nie wiem kiedy a już znalazłam się pod domem.
Stałam przed drzwiami naprzeciw blondyna.
- To do jutra? - spytał nie pewnie chłopak.
- A nie zostaniesz na noc?
- Właściwe czemu nie...
Wciągnęłam go za rękę do środka. Zapaliłam w całym mieszkaniu światła i włączyłam Tv. Poszłam do kuchnia zobaczysz która godzina. Nie wierzę jest 23.00!!!
- I co jaki mamy czas?! - spytał chłopak wchodząc do pomieszczenia.
- 23.00.
- To może pooglądamy jakiś horror?
- Spoko, wybierz coś, a ja zrobię popcorn.

Ross wyszedł z kuchni, a ja włożyłam paczkę kukurydzy do mikrofali.
- Może być Krwawa Noc?! - krzyknął z salonu.
- Tak!!! Zraz przyjdę!
Wyszłam z kuchni i Bu!!! Zza rogu wyskoczył Ross, a ja wysypałam całą zawartość miski na siebie.
- I ty chcesz oglądać horror? - spytał z politowaniem.
- Zobaczymy kto się będzie bał ostatni, lepiej pomóż mi sprzątnąć ten bajzel.
Po chwili siedzieliśmy już na kanapie z nową porcją popcornu.
- To co gotowa???
Pokiwałam głową i włączyłam film.
Wtuliłam się w przyjaciele i wzięłam garść popcornu. Film opowiadała o jakiejś dziewczynie, która przez przypadek trafiła do nawiedzonego domu. Oczywiście ze swoim chłopakiem, bo to był jakby taki horror-romantyczny...mniejsza.
No nic około 2.30 film się skończył, a ja  się w piżamę.
- Gdzie idziesz? - spytał zdezorientowany chłopak, gdy ujrzał mnie na schodach.
- No spać??? Jutro mam szkołę...
- Nie, musisz iść?!
- Nie, nie muszę...-odpowiedziłama z chytrym uśmieszkiem.
Wleciałam do łazienki i w 15 minut wyszłam gotowa do łóżka. Moja piżama wygląda tak_


- Przyniosłam ci kordłę i poduszki, łazienkę masz wolną...- po informowałam chłopaka schodząc z majdanem pościel.
Zagasiłam światła w kuchni i położyłam się padnięta w łóżku w moim pokoju. Nagle usłyszałam skrzypnięcie moich drzwi.
- Laura.- szepnął blondyn-tam na dole coś szumi. - odparł jak siedmiolatek.
- Człowieku mieszkam na plaży! Mamy 5 metrów do morza! Tu musi szumieć!
- A mogę wkraść ci się do wyra? - spytał z nadziej.
- Właź.
Ross wlazł pod kordłę i posłał mi uśmiech, a ja odpłynęłam.


---------------------------------------------------------------------------

No to rozdział 5 jest. Ale się rozpisałam...
Jestem ciekawa waszej opinie, czekam na komentarze.
Do następnego wpisu...
Maddie ;*

czwartek, 6 lutego 2014

4.Naleśniki & Antarktyda

5 dni później...
Najpierw może opisze wam obecną sytuacje...
Jeśli chodzi o Ross'a, to cały czas utrzymujemy kontakt...częsty...nawet bardzo częsty, właściwie  widzimy się codziennie po mojej szkole, ale są ważniejsze sprawy...
Widziałam się z Camillą! Nasze spotkanie było nie ziemskie. Stałyśmy na środku ulicy piszcząc i skacząc z radości..Tas.. Cami jest naprawdę najlepsza przyjaciółka na świecie. Przez ten cały czas nie kumplowała się z nikim, bo kiedyś jak byliśmy małe przysięgła mi że będę jej jedyną przyjaciółką...Wariatka. Właściwie tylko gdy nie jestem umówiona z Rossem, robimy wspólny wypad na miasto, a tak poza tym to cały dzień widzimy się w klasie.
No dobra Cami już wam opowiedziałam teraz szkoła...
Oczywiście jestem "nowa", ale też chłopacy krzyczą do mnie " Mała" "Śliczna" takie tam...
A tak ogólnie atmosfera w porządku. Już pierwszego dnia dostałam się pod skrzydła " znanych".
Moje spotkanie wyglądało mniej więcej tak:
Szłam z Camillą przez stołówkę i tu nagle bum! Wpadałam na jakąś brunetkę. Dziewczyna zrobiła się czerwona już miała krzyczeć, ale zmierzyła mnie wzrokiem i miło przywitała się ze mną. Zaprosiła nawet do stolika gdzie siedziała jaj paczka ( Justin, Tanner, Emile i Blake). Z początku nie byłam zbyt przychylna, ale czemu nie spróbować? Posiedziałam z nimi 3 minuty, zapoznałam się i wróciłam do Camilli. Dopiero później dowiedziałam się że ta dziewczyna, na którą wpadłam jest największą zązą w szkole. No cóż ja to się zawsze wpakuje w jakieś bagno...
A tak poza tym to zdąrzyłam już złapać 4+ z Historii!!!
Hmm...Miłość? Hmm...
No dobra mam chłopaka!!! Nazywa się Blake...( dodam go do bohaterów-od aut.)Jest wysoki dobrze zbudowany i ma niesamowite orzechowe oczy.
Z początku nie byłam co do niego przekonana, w końcu jest bratem Justina. Tego z paczki Mai, a od pierwszego wyjrzenia  jakoś mi nie przypadł do gustu. Nie chodzi mi o wygląd bo ładny jest, tylko o zachowanie...
Wydaje mi się zbyt pewny siebie, ale po kilu spotkaniach okazał się całkiem fajnym chłopakiem.
Słodziak...Oczywiście Blake nie ma pojęcia ze spotykam się z Ross'em. Wybuchł by z zazdrości...
Już jak tylko rozmawiam z innymi chłopakami z klasy, to krzywo na nich później patrzy....
To już chyba wszystko, teraz wracajmy do rzeczywistości!!
Właśnie skończyłam ostatnią lekcje! Mam wolne...
Podbiegłam szybko do mojej szafki wzięłam książki i biegiem udałam się do wyjścia..
- Laura! Gdzie tak pędzisz?!
Zatrzymałam się na kilka metrów od drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam Camille. Powiedzieć o Rossie czy nie? Po co..
- Śpieszę się do pracy! - okłamałam przyjaciółkę i wybiegłam z budynku.
Oczywiście przed szkołą, zostałam jeszcze zatrzymana przez Maie i jej paczkę..
- Gdzie się tak spieszysz?
- Do pracy, mam dzisiaj dużo roboty! - opowidzialam brunetce.
- Na pewno nie zostaniesz z nami??? Przejdziemy się do centrum, albo na lody? - zachęcał mnie Justin.
- Sorki, ale nie mogę! Może kiedy indziej!
Wyciągnęłam rolki z torebki. Sybko w nie się wpiłam i ruszyłam przed siebie...
Ale jazda! Zasuwam między tłumem ludzi na ulicach Miami! Upał że ho ho. Chyba 30 stopni!!!
Byłam ubrana tak:
Umówiłam się z Rossem na plaży. Tylko oczywiście oboje jesteśmy tak zakręceni że nie wymieniliśmy się numerami telefonu...a plaża ma kilka KILOMETRÓW!!!

Na szczęście ten gorący piasek i morze jest oddalone od mojej szkoły o 1000 metrów, a z pomocą wrotek dotrę tam w 10 minut.
Wzięłam wrotki w dłonie i dalej szłam już brzegiem boso. Rozglądałam się na wszystkie strony czy nie ma nigdzie Rossa, ale nie.
- U mnie. - pomyślałam głośno i ruszyłam biegiem.
Nie wierze na W-F wymiękam po 5 okrążeniu, a tu w taki upał i to jeszcze w piasku z torba biegnę jak jakaś wariatka.
Dziwne nie??? No ale nic, około 15.00 byłam  na " swojej plaży". Z daleka zauważyłam już sylwetkę znajomego mi blondyna. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej kroku i wpadłam mu w ramiona krzycząc "Dostałam 4+"
- Wow to gratulacje!!! - odpowiedział oszołomiony chłopak odkładając mnie na ziemię. - To co dzisiaj porobimy???
- Pomyślałam, że możemy razem zrobić naleśniki! Co ty na to?
- Czemu nie...
Weszliśmy do mnie do chaty. Panował tam porządek, a promienie słońca wbijały się do środka, co sprawiało przyjemną atmosferę.
- Idź umyj ręce do łazienki, a ja wszystko przygotuje. - zwróciłam się do blondyna zostawiając mój  plecak w salonie. Moja kuchnia była średnia, nie za mała i nie za duża. Taka w sam raz.
Ściany były jasno niebieskie, a właściwie morskie. Białe blaty, a na nich zioła w srebrnych doniczkach, obrazy na ścianach i wielkie okno z białym obramowaniem...opis kuchni już macie.
- To za co się bierzemy najpierw? - spytał Ross, wchodząc do pomieszczenia.
- Wyjmij mleko i jajka z lodówki...
Chłopak posłusznie wykonał polecenie, a ja w tym czasie rozgrzałam patelnie..
- I co dalej?
- To ty nigdy naleśników nie robiłeś?!
- Szczerze? To jak miałam 6 lat...
- W takim razie wyciągnij jeszcze mąkę  z szafki i wlej mleko do tej miski.
W ostatniej chwili zdążyłam się odwrócić przez białym proszkiem.
- Co ty robisz?!
- Bitwę na mąke, nie widać?
Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, wzięłam garść mąki w łapę i zaczeliśmy się sypać.
Po 15 minutach mąkowania się na wzajem, przy muzyce moja kuchnia wyglądała jak Antarktyda. Leżałam na ziemi obok Ross'a.
- I jak wrażenia? - spytał chłopak uśmiechając się do mnie.
- Było czadowo...Tylko ciekawa jestem z czego teraz zrobimy naleśniki?!
- Widziałem jeszcze jedną paczkę mąki, więc jak chcesz....
- O nie, nie chce kolejnej Antarktydy w chacie! - za protestowałam podpierając się na łokciach.
- Dobra to wracamy do naleśników.
Sprzątnęliśmy szybko kuchnie z białego puchu.
Ross mieszał ciasto, a ja pilnowałam oleju na patelni...
Po 20 minutach siedzieliśmy już na zewnątrz na schodach do domu z talerzami w łapach.
- A jak się potrujemy??? - odezwał się nagle, spoglądając na mnie.
- Nie, spróbuj..
Chłopak wziął kęs do buzi, później drugi, trzeci, aż wreście  zjadł 3 naleśniki.
- I co? Smakuje?
- Są przepyszne! Muszę częściej z tobą robić naleśniki...
- Przyjdź...w środę.
Siedzieliśmy tak kilka minut, aż wreście głos Rossa przerwał ciszę.
- Będę musiał się już zbierać, pomogę ci jeszcze sprzątnąć talerze.. - odpowiedział wstając ze schodów.
- Tak szybko?!
- Muszę...w środę mamy cały dzień dla siebie. - odparł wchodząc do środka.
Westchnęłam cicho i wbiłam wzrok w morze...
- Co ja będę robić? - pomyślałam na głos.
- Pewnie masz lekcje..-odpowiedział mi głos z tyłu.
- O nie...musiałeś mi przypomnieć???
Wstałam otrzepując się z pasku.
- Może cie odprowadzić? - zaproponowałam, z wielkimi oczami pet shop'a
- Nie, naprawdę nie musisz...
Nie spodziewanie zadzwonił mój telefon.
- Blake..- szepnęłam pod nosem.
- Kto to?
- Nikt ważny..
Ross wzruszył ramionami i poszedł. Gadałam z Blake'm, a właściwie słuchałam go. Byłam zbyt wpatrzona w sylwetkę moje przyjaciela, który ostatni raz się odwrócił i pomachał mi ręką.
Rozmowa telefoniczna:
B- Lau! Słyszysz mnie w ogóle?!
L- CO?...a tak jasne słyszę.
B- To masz czas jutro po szkole?
L- ta jasne, pa.
Przewróciłam teatralnie oczami i usiadłam z powrotem na schodach.
- Przecież mam lekcje!! - krzyknęłam sama do siebie i wparowałam do środka.
Usiadłam do biurka, wyjęłam książki i zaczęłam pisać.
 ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czwarty rozdział!!! tak jak napisałam w opowiadaniu właśnie pracuje nad Blake'm w zakładce "Bohaterzy". Czekam na wasze opinie dotyczące rozdziału...
Do następnego wpisu ;*

niedziela, 2 lutego 2014

3. Trup w chacie & Gonitwa na plaży

Wpadłam do pokoju otwierając na oścież drzwi. Rozejrzałam się szybko i nic. Dopiero gdy podeszłam do łóżka zauważyłam otwartą szafę i masę kartonów na ziemi.
- A co jak on nie żyję?! - myślałam na głos - Moje kartony zabiły człowieka....ja nie mogę, mam trupa w chacie.
Usiadłam zatroskana na łóżku, nie odważając się dotknąć żadnego pudełka.
- Laura, ja żyję, błagam weź ode mnie te pudełka - odezwał się cicho głos na podłodze.
- Ross?
- Nie tej, śledź...- odpowiedział śmiejąc się pod nosem.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, wstałam z łóżka i wzięłam się za zbieranie kartonów. Nie które były naprawdę ciężkie np. z patelnią, albo z muszlami o i z moją biżuterią....ale mniejsza oto.
Podałam rękę blondynowi i pomogłam wstać.
-Co ty w nich trzymasz?!
-A nic ciekawego, patelnie, talerze, garnki, biżuterię, muszelki, ubrania, buty, itd.- A tak w ogóle bo się nie zapytałam jesteś cały?
- Nie do końca, rozum zostawiłem w domu...
Uśmiechenlismy się nawzajem i wzięliśmy za rozpakowanie, kartonów. Włączyłam jeszcze radio żeby szło nam sprawniej.
Ross stał na krześle i układał jakieś dokumenty na samą górę szafy, a ja układałam ciuchy do szuflady.
- Myślałaś już nad naszym spacerem po plaży, w bliskiej przyszłości? - odezwał się chłopak nie odrywając wzroku od pracy.
- Tak... i jeśli wszystko zrobimy to może nawet dzisiaj.
Dalsze prace minęły nam szybko przy śmiechy i wygłupianiu się. Około 17.00 skończyliśmy. Zeszłam z Rossem na dół i zrobiłam nam, a raczej znalazłam lemoniadę.
Usiadłam kolo niego na kanapie podając szklankę.
- Myślałaś już nad jakąś szkołą?
- Za dwa dni idę do liceum " Matchen". A ty?
- Yyyy....ja...ja...ja..zrezygnowałem ze szkoły..- wybrnął jakoś blondyn. - To co idziemy się przejść.
- Spoko.
Na dworze było jeszcze jasno. Szliśmy spokojnie brzegiem morza. Zupełnie sami, nigdzie nie było ani jednego człowieka.
- Znam cię dopiero dwa dni, a myślę że mogę powiedzieć ci wszystko. - powiedziałam spoglądając na chłopaka.
On się tylko uśmiechnął i objął ramieniem.
- Dzięki. - szepnęłam.
- Za co?!
- Za to że jesteś. - odowiedziałam cicho i wtuliłam się w niego jak w poduszkę.
Szliśmy tak dalej, cały czas koło siebie, nie odzywając się jakąś godzinę. Cisza  i szum fal nam wystarczała.
- To co wracamy? - spytałam spoglądając na blondyna.
- Spoko...
Klepnęłam go w ramię i pognałam prosto przed siebie.
- Gonisz!!!
Biegłam z bananem na twarzy, oglądając się za siebie. Ross cały czas biegł za mną. Ale on ma kondycje!!! Ja już wymiękam.
- I co dajesz radę?! - krzyknęłam do  chłopaka z tyłu zwalniając.
Nikt mi nie odpowiedział. W pewnej chwili poczułam jak ktoś mnie łapię. Blondyn przeżucił mnie przez ramię.
- No nie, czuje się jak w Shreku...
- Wiesz co nawet podobna jesteś... - zaczął się nabijać.
- No dzięki!
Rzuciłam focha. Chłopak musiał to zauważyć po spoważniał i odłożył mnie na piasek.
- Laura, przepraszam nie chciałem cię urazić.
- Żarcik!!! - krzyknęłam odpychając go od siebie i uciekłam dalej.
- A wiec tak chcesz się bawić!?
Tym razem nasz pościg trwał krótko. Wylądowałam na piasku pod Ross'em. Chłopak łaskotał mnie, śmiejąc się przy tym.
- Nie.... przestań...plis...- krzyczałam przez śmiech.
- Ale już mi nie uciekniesz???
- Obiecuje...
Ross zszedł ze mnie podając mi dłoń. Podniosłam się z piasku, otrzepując przy tym ubranie.
- Wole mięć pewność że nie dasz dyla...- mówiąc te słowa chłopak wziął mnie na ręce.
- Na taki układ się zgadzam...wygodny jesteś.
Blondyn odprowadził mnie pod same drzwi. Pocałowałam go w policzek na pożegnanie i weszłam do środka.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Trzeci rozdział!!! Przepraszam że tak długo musieliście czekać, ale od paru dni nie mam weny...
Nasza Raura się rozwija, ale jeszcze się tak nie cieszcie, nie długo Lau dowie się że Ross jest gangsterem...Jestem ciekawa waszej opinii ;)
Do następnego wpisu..